nie skoro świt, a dopiero o 13 na dobre wyruszyliśmy w kierunku Hiszpanii, ale póki co naszym celem łatwiejszym, bliższym stał się Freiburg, niemieckie miasto niedaleko Francji i Szwajcarii, gdzie studiuje nasza miła koleżanka
Najpierw czekała mnie jeszcze wizyta w banku, potem ktoś zapomniał ubezpieczenia z domu, w efekcie, dzięki tacie Andrzeja, za "nowym mostem" z wyciągniętym kciukasem ustawiliśmy się około 13. Daleko nie zajechaliśmy, ale za to kierowca mówił że lubi turystów (innym razem różnica między turystyką a podróżą), standardowo w samo centrum Bielska-Białej, jakoś nie mogliśmy się za szybko wydostać. Najpierw 11 do dworca, stamtąd takim darmowym autobusem Auchan, by po godzinie oczekiwania udać się w jeszcze gorsze miejsce aż kilkanaście km dalej, do Skoczowa, gdzie zostaliśmy zbawieni przez ..... (ochrona danych osobowych), byłe współstudentki z Cieszyna, no dobra tam studiujące a rodem z Bielska.
już tyle się naprodukowałam a my nadal w Polsce, a przecież do Czeskiej Republiki mamy zaledwie 60 km, co znaczy ponad godz jazdy
tym razem zajęło nam to rzeczywiście więcej, chyba 4 godziny co w przeliczeniu na minuty da ...duuuuużo...
do samej granicy rzucił nas uprzejmy pan chyba z litości, a dalej przez mostek pieszo, aż znalazła się urocza zatoczka, już na czeskiej ziemi, wiadomo zachód, od razu wszystko lepsze, gdyż po kilku minutach już jedziemy do Brna, z bokserem, byłym, który kiedyś nawet z Adamkiem wygrał, a teraz chyba handluje komórkami,
i ok 21 wyrzucił nas na silnicy.... nie nienawidzę tego, na szczęście z nieba nam spadł słowacki Lobosz, interesujący się II wojną światową, jadący do Brukseli, a z nami do Heilbro(umlaut)n, czyli tir Lobosza naszym domem tej nocy:)
Noc już prawie się kończy, ok 4/5 rano żegnamy miłego kierowcę przyśpieszając kroku w kierunku toalet, niestety nie doszliśmy, gdyż w ciemnościach dorwał i zaprosił do swojej kabiny Turek:) no i jedziemy do Freiburga, jak się jasno zrobiło wyszło na jaw, że nie każdy kto nosi dłuższe włosy to dziewczyna, tak się zawiódł młody kierowca, częstujący nas dziwnymi gumami do żucia, które słabe balony robiły
7 rano i jesteśmy we Freiburgu, hehe ale na autostradzie:) do miasta jak się okazało zaledwie 10 km, czyli rozgrzewka przed tym, co nas czeka, szybka toaleta w lesie i przyjemny spacer:)
o 11 spotykamy naszą studentkę etnologii, zostawiamy bagaże i do wieczora to tu to tam:) kolacja, wino, klub studencki, darmowe koktajle z truskawek:boskie, a potem sen..... ten rodzaj, który lubię...