Niewątpliwie był to jeden z najlepszych noclegów. Po regenerującym śnie ruszamy aż (sami się sobie dziwimy) o piątej! Zamierzamy sobie odpocząć i po 30 km zakończyć maszerowanie! Wypadało by wreszcie trochę zregenerować nogi, gdyż każdego dnia odzywa się nowy mięsień i nowy, nieproszony skurcz. Ale to tylko moje dolegliwości. Andrzej nie ma nawet pół odciska i żadnych zakwasów. Jedynie, jak mogę to sobie tłumaczyć, starość nie radość.
Na próżno rozglądamy się za Żanem, w zamian za to spotykamy Ignacio, który startował z nami i również zostaje w Najerze, tu bowiem meta dzisiejszego dnia. Jesteśmy trochę za wcześnie, zostawiamy plecaki w schronisku i na miasto w poszukiwaniu Eroskiego! Zrobione zakupy wreszcie pozwolą nam przygotować prawdziwy, ciepły, gotowany obiad!
A było nim najtańsze w produkcji spagetti, jakże boski smak, z oliwkami i seremmmmm
I jakże prawdziwy prysznic i łóżko grubości dziesięciu karimat......
A miasto? Podobało się, polecam na nocleg, zwłaszcza że schronisko również było donativo i jażke mili pracownicy!